Koszyk jest pusty.

Wyświetlanie jednego wyniku

nieznane historie

  • Promocja

    „Wyraźniej widzi się przez łzy”

     

    Lektura obozowej korespondencji Józefa i Zofii Kretów,

    oprócz solidnej dawki wiedzy i faktów, przynosi wzruszenie i refleksję.

     

    Mała dziewczynka Basia zobaczyła w sklepie, że jakiś chłopiec upuścił chleb i śmiał się.
    – Jakby mój tatuniu miał taki chlebusik – to by go ucałował z radości i zjadł! – powiedziała.
    Józef Kret marzył o chlebie i jabłkach, śnił o powrocie do domu wśród umajonych pól i wyobrażał sobie, jak pięknie wygląda lipcowy ogród. A tymczasem głodował, bał się, że nie przetrwa kolejnej zimy, pracy ponad siły i tortur.

     

       Pedagog, działacz harcerski, twórca uniwersytetów ludowych – dla Basi był tatusiem, na którego czekała prawie całą wojnę. Aresztowany w 1941 roku, osadzony w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, wrócił w maju 1945 roku.

     

       Sen się spełnił, ktoś wziął ją na ręce i zobaczyła ojca. Wyglądał inaczej – zamiast czarnej, kręconej czupryny miał proste, siwe włosy. Objęła go i płakała. Tak jak on, tak jak mama, jak wszyscy, którzy witali ocalonego cudem z obozowego piekła.

     

       Zachowała wspomnienia i korespondencję, którą w naukowym opracowaniu Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz i Lucyny Sadzikowskiej możemy przeczytać.

    Opracowanie to, oprócz solidnej dawki wiedzy i faktów, o których nie powinniśmy zapomnieć, oprócz wyeksponowania, poprzez losy jednej rodziny, dramatu wielu rodzin, niesie także wzruszenie i refleksję. Bo jest to opracowanie i naukowe, i serdeczne (prof. Heska-Kwaśniewicz jest harcmistrzynią i ludzie związani z tym ruchem są od lat bliscy jej sercu).

     

       Listy Józefa Kreta i jego żony Zofii czytać trzeba także pomiędzy wierszami.

    Suche, dostosowane do surowych wymogów obozowej cenzury, zawiadamiają, że więzień jest zdrowy i czuje się dobrze; że dziękuje za przesłane rzeczy.

    Ile czułości, wiary i miłości zawierać musiały przemycane słowa i zdania: „Sursum corda” „Jutro nadchodzi na pewno”; „Boże Narodzenie spędziłem z Twoimi listami na moim sercu”.

     

     Po powrocie, kiedy mógł już mówić o wszystkim, mówił o ludziach, którzy z narażeniem życia pomagali innym. A inni nie zapomnieli o tym, że poświęcał się dla słabszych i przerażonych. Zofia, choć przepełniona lękiem, starała się być dzielna. Powtarzała: „Jezu, ufam Tobie”. Czasem westchnęła: „Gdybyś tu był…” i dodawała: „Wyraźniej widzi się dopiero przez łzy”.

     

    Joanna Jurgała-Jureczka

     

    Recenzja pochodzi z Gościa Niedzielnego nr. 18/21

    25,00